Postautor: dino35 » śr cze 29, 2005 1:27 pm
to opis kursu jakiejs tam pani dziennikarki ktory znalazlem w "babskiej" gazecie...
"Myślałam, że seksapil to jest coś, co się ma albo nie. Okazuje się jednak, że można się go nauczyć, i to w trzy dni. Zafrapowało mnie ogłoszenie w internecie: "Szkoła seksapilu. Koszt - 977 zł. 100 procent satysfakcji albo zwrot pieniędzy". No, całkiem nieźle! Brzmi jak kurs księgowości albo oferta atrakcyjnego kredytu - szybko i bezproblemowo. W programie - techniki NLP (programowanie neurolingwistyczne) i hipnoza pomagająca w uwodzeniu mężczyzn. Postanowiłam rzecz zbadać osobiście.
Piątek. 10 rano. Jestem na miejscu. Szukam wzrokiem nowoczesnego wieżowca, który wyobraziłam sobie po obejrzeniu strony internetowej. Nie ma. Pod wskazanym adresem jest niski budynek. Wejście obok sklepu mięsnego. Koszmar! Jest domofon. Głęboki oddech i dzwonię. Schodzimy się po kolei. Małgosia, ładna 29-latka wpada z mapą Warszawy w ręce. Przyjechała z Tych. Prócz warsztatów opłaciła sobie też dwie noce w hotelu. Znajomym powiedziała, że jedzie na kurs marketingu. Uwierzyli, bo prowadzi stoisko z perfumami. Odgarnia włosy z czoła, lejąc sobie z termosu poranną kawę, która czekała na nas w holu. Małgosia ma ściśle określony plan - chce uwieść konkretnego faceta.
"Jestem strasznie dzika" - mówi szczerze. "Jak podoba mi się facet, staję się wobec niego odpychająca. Robię się sztywna, jakbym kij połknęła. Udaję, że mi kompletnie nie zależy. Choć Andrzej strasznie mi się podobał, na randkę z nim spóźniłam się dwie godziny. Chyba ze strachu..." - dodaje, mieszając łyżeczką w filiżance. Kamila przyjechała z Ostrowca. Ma 19 lat i oprawkę okularów sklejoną plastrem. Żal jej było pieniędzy na nowe, ale na kurs wyskrobała ostatnie zaskórniaki. Ania pracuje w banku. Ma ładne oczy, piękne czarne włosy, ale... waży około 120 kilo. Samotność zagryzała chipsami. Maja, 27-latka z Warszawy narzeka, że rozpadają się wszystkie jej związki. Teraz szuka partnera przez internet. Spotyka się z dwoma, trzema nowymi facetami w tygodniu. Operuje fachowym psychologicznym językiem. Przeczytała wszystkie poradniki, jakie są w księgarniach.
Nasze trenerki, Edyta (brzuszek, 4. miesiąc ciąży) i Joanna, rysują na tablicy wykresy. Choć w sali siedzi sześć dziewczyn, zwracają się do nas w liczbie pojedynczej. Mówią: "Pomyśl", "Wyobraź sobie" - tak, jakby mówiły do każdej z nas z osobna. No cóż, brzmi to dziwnie. Trzeba się przyzwyczaić. Skrypt na kolanach. Naukowe terminy. Mam wrażenie, że jestem na zajęciach z informatyki. Słyszę, że mój mózg podzielony jest na szufladki... Można go resetować jak dysk w komputerze i programować od nowa. Moje zadanie - podnieść poczucie swojej wartości metodą NLP. Mam myśleć o sobie: "Jestem najbardziej fantastyczną kobietą, jaką może spotkać mężczyzna. Moja jedyna rola, to uświadomić mu to".
Siedzimy w ławkach. Zamykamy oczy i powtarzamy na głos: "Jestem kobietą, o której marzą prawdziwi mężczyźni. Jeśli jakiś facet mnie nie dostrzeże, to będzie totalnym idiotą i przegapi największą szansę w swoim życiu". Walczymy też z negatywnymi przekonaniami, jakie mamy wobec mężczyzn. Z tymi, które nas ograniczają w kontaktach z nimi. Wymieniamy je na głos po kolei. Trenerki zapisują je na tablicy. Kolekcja jest imponująca. "Dla facetów liczy się tylko wygląd kobiety" - mówi Ania. "Mężczyźni nie chcą się żenić" - stwierdza Maja. "Są zbyt inteligentni, żeby chcieli ze mną rozmawiać". Nie wierzę własnym uszom! To zdanie wypowiada dziewczyna, która operuje językiem rodem ze słownika wyrazów obcych. Na koniec walczymy z głosem wewnętrznego krytyka, który odzywa się w każdej z nas i nie pozwala wierzyć, że jesteśmy godne zainteresowania i miłości. Edyta wzrokiem przesuwa po sali. Nagle celując palcem we mnie, pyta: "A ty, Kasiu, co odpowiadasz, kiedy ktoś mówi ci komplement?".
Przebiegam myślą obecne i dawniejsze lata mojego życia. Generalnie reaguję zawsze podobnie. Słyszę: "Masz fajną bluzkę!", mówię: "Kupiłam na przecenie za 20 zł". "Wyglądasz super!" - "Niemożliwe. Jestem wymięta, niewyspana i mam sińce pod oczami" - recytuję szybko. "A właśnie! To podstawowy błąd" - głos trenerki staje się jeszcze mocniejszy i bardziej zdecydowany.
Już nie patrzy tylko na mnie, ale na wszystkie uczestniczki warsztatów. "To głos wewnętrznego krytyka tak każe ci mówić. Musisz ten głos zwalczyć. Koniecznie". Walczymy z nim wszystkie. Wsłuchujemy się w jego ton. Głośno wymieniamy jego cechy. Jest niski czy wysoki, cedzi słowa wolno, czy mówi z szybkością karabinu maszynowego...
Ale... Możemy pozbyć się tego głosu wewnętrznego krytyka za pomocą bardzo prostej sztuczki. Za każdym razem, kiedy się w nas odzywa, mamy sobie wyobrazić, że na dużym palcu naszej prawej stopy siedzi krasnoludek w czerwonych majtkach i skrzeczy: "Ty jesteś nieładna, nie zasługujesz na komplement". Śmiejemy się w głos z krasnoludka! Nasz śmiech echem niesie się po całym korytarzu. Dobiega aż do sąsiedniej sali, gdzie odbywa się szkolenie przyszłych trenerów NLP. Jak tylko otrzymają certyfikaty,będą, podobnie jak nasze instruktorki, prowadziły różne warsztaty tematyczne, np. o tym, jak być supersprzedawcą, jak cieszyć się życiem, jak zostać menadżerem doskonałym.
Po zajęciach moja nowa koleżanka z kursu - Ania (ta, która samotność zagryza chipsami) podwozi mnie samochodem do centrum. "No i jak?" - pytam. Spuszcza oczy. Mocniej zaciska dłonie na kierownicy. Długo milczy. "Wiesz... ja nie wiem. Ja chyba mam kiepską wyobraźnię... Ja tych wewnętrznych głosów nie słyszałam". "To dlaczego o nich opowiadałaś?". "Bo wszyscy opowiadali...".
Sobotni poranek. Nasze mózgi są już gotowe na spotkanie z tym jednym, jedynym mężczyzną marzeń. Dyskotekowa muzyczka na rozgrzewkę. Na chwilę podnosimy się z krzeseł, tańczymy i... do dzieła. Trenerka zaczyna intrygująco: "Przy pomocy specjalnej techniki, którą za chwilę poznasz, zdobędziesz każdego faceta. Będzie czuł dokładnie to, co zechcesz. Możesz go w sobie rozkochać, doprowadzić do szaleństwa" - zawiesza głos, patrząc po sali. No, no, brzmi ciekawie. Zamieram w oczekiwaniu. Instruktorka grubym flamastrem zapisuje na tablicy tajemnicze słowo "pattern". To opis stanu emocjonalnego - specjalna konstrukcja słowna. Szablon. Wplatając go do rozmowy, możemy zaprogramować uczucia mężczyzny.
Na warsztat bierzemy pożądanie. Edyta konstruuje przykładowy pattern: "Pamiętasz tę scenę z "Nagiego Instynktu", kiedy piękna kobieta (tu należy ledwo dostrzegalnym ruchem wskazać palcami na siebie. Mężczyzna odnotowuje go na poziomie podświadomości) zakłada nogę na nogę, a wszyscy mężczyźni wokół przełykają ślinę, bo wiedzą, że pod sukienką jest zupełnie naga. Zastanawiam się, jakie to uczucie, kiedy mężczyzna tak bardzo pożąda kobiety? (palcem pokazujemy na siebie) ... Mnie... to bardzo interesuje... Słowo "mnie" zaznaczone odpowiednią intonacją też stoi tu nieprzypadkowo" - tłumaczy nam Edyta.
Na sali zapada cisza. Adeptki warsztatów uwodzenia są w szoku. Ja również. Ale to nie koniec. Okazuje się, że możemy posunąć się jeszcze dalej - używać cytatów. Powiemy dokładnie to, co chcemy, pozbywając się odpowiedzialności za własne słowa.
Po przerwie na pizzę w pobliskim barze, uczymy się podrywu "na wyuzdaną przyjaciółkę" - do mężczyzny, którym się interesujemy, możemy wygłosić od niechcenia takie oto zdanie: "Moja znajoma podeszła kiedyś do mężczyzny, którego dopiero jej przedstawiono i powiedziała (tu spojrzenie prosto w oczy): "Chciałabym się z tobą kochać, zaproś mnie do siebie i uprawiajmy dziki seks". Ale... ja... nie ośmieliłabym się powiedzieć czegoś takiego nieznajomemu mężczyźnie. Jak można być tak wyuzdaną?". "Pozostajesz zupełnie niewinna, a ziarno zostało zasiane" - tłumaczy nam nasza instruktorka.
W ciasnej salce robi się gorąco. Jeszcze goręcej jest, kiedy zaczynamy wypróbowywać techniki seksapilowskie. Z braku mężczyzn, na sobie nawzajem. "Jak sprawić, żeby się zainteresował tobą nieznajomy, który stoi po przeciwnej stronie baru? To proste! Spojrzenie w oczy, delikatny uśmiech. Odwrócenie głowy. Jeszcze raz spojrzenie i uśmiech. Za trzecim razem - nie ma siły, podchodzi do ciebie" - mówi nasza instruktorka. "A jak nie podejdzie, co wtedy?" - pyta wyraźnie nieprzekonana Ania. "To znaczy, że ty musisz podejść do niego, bo facet strasznie cię pragnie, ale jest zbyt nieśmiały" - słyszy w odpowiedzi. Potem uwodzimy się nawzajem na "awarię klimatyzacji". Tak w naszym skrypcie nazywają się delikatne ruchy, które można wykonać, na przykład przy koledze z pracy. Jestem w parze z Małgosią. Rozmawiam z nią i mimochodem gładzę się po szyi, rozsuwam sobie dekolt. Dotykam ucha. Odrzucam do tyłu włosy. Teraz Małgosia ćwiczy na mnie podrywanie na "oczko w rajstopie". Siedząc na krześle i rozprawiając na temat partii Leppera (trzeba mówić o czymś obojętnym), niby mimochodem gładzi się po nogach.
Kurs skończony. Przyznaję, mam mały mętlik w głowie. Ostatni z "numerków", którego się nauczyłam, wypróbowuję wieczorem na własnym mężu. W skrypcie nosi nazwę "na drążek".
Jedziemy samochodem, coraz bardziej przysuwam nogi do dźwigni skrzyni biegów, tak żeby on podczas zmiany biegu dotknął moich kolan. Przysuwam, przysuwam. Czekam. I nic. Napieram jeszcze bardziej. I co? "Odsuń nogi" - słyszę. Boże! I za to zapłaciłam prawie 1000 zł!
"Intrygujące spojrzenie"
Kiedy dostrzeżesz go w klubie albo na przystanku, spójrz mu w oczy i uśmiechnij się. To pierwszy sygnał, jaki wysyłasz. Dajesz mu zielone światło. Może podejść do ciebie, zagadać. Albo, jeszcze lepiej, nie czekaj na jego ruch, zrób go sama, przecież jesteś kobietą nowoczesną!
Metoda "na drążek"
Jedziecie samochodem? Co ci szkodzi, niby przez roztargnienie, zbliżyć nogi do dźwigni skrzyni biegów. Jego ręka, błądząc w poszukiwaniu czwórki, trafi wprost na twoje kolano. To będzie elektryzujące przeżycie!
"Na klamrę"
Idziesz przed nim schodami albo korytarzem. Zatrzymaj się nagle. Potknij się (delikatnie, nie za bardzo, bo wyjdziesz na fajtłapę). On wpadnie na ciebie. To może być pierwszy fizyczny kontakt między wami. Od czegoś trzeba zacząć!....."
Zdrowie żon naszych oraz kochanek i żeby sie nigdy nie spotkały..

)